Rano. A dokładniej godzina 4:45, budzi się mój pies, wesoło obwieszczając, że przecież ma tylko 3 miesiące i zdecydowanie należy mu się moje towarzystwo, wytarcie wydzielin wszelakich i nakarmienie. Idę spać dalej. O 8 mama wychodzi do pracy, pies nakarmiony, a ja musze wstawać. Idąc do szkoły podwozi mnie nauczycielka od muzyki. Dziwna sytuacja.
W szkole. Wyniki testu. Dobre, zadowalająco wysokie, dające szanse na godne życie w przyszłości. Wielki plus. Dwie przerwy dalej mam już wszystkie oceny powystawiane. Rozpoczynają się wakacje.
Popołudnie. Towarzyski spacer po mieście, kończący się spotkaniem chyba wszystkich możliwych sąsiadów.
Mecz. Przegrany.
Wieczór. Powiesił się wczoraj. 12 lat na jednym osiedlu, 6 w jednej szkole. Ile razy wyzwał mnie od pedała wolę nie myśleć. Jak bardzo mnie nie lubił wolę nie mierzyć. Ale to on przegrał swoje życie. Powód nie jest znany. Jest mi dziwnie. Idę spać.
Rutyna, tylko częściowo.
***